Drugi Dzień wyprawy, kolejny raz wykorzystam relacje Emi i Ryjka i pewnie będę tak robił do ostatniego dnia tej eskapady :) Musze przyznać że część ekipy -zdj. nr 5, ma czasami szalone pomysły :), które na szczęście dla wszystkich wyszły im tym razem na zdrowie choć pierwsze reakcje na szczycie po załamaniu się pogody nie były optymistyczne. Jednak tym razem im się upiekło i doświadczyli tylko lekkiej paniki pozostali zostali zaś "oskarżeni" o brak empatii :) Generalnie wszystko skończyło się dobrze i już w lepszych humorach wracamy na kwaterę. Po drodze doświadczamy jeszcze szopingu czyli jazdy i marszu od szopy do szopy po zjeździe..... który okazał się podjazdem :) Na koniec, ostatnia fota, trafiamy na drogę zamknięta przez właściciela posesji, co niestety zmusza nas do zmiany planów, z tego co pamiętam ku uciesze Ryjka :) asfalcik :) Relacja Emi Relacja Ryjka
Pierwszy dzień naszej wyprawy w Dolomity, jak się okazało był to prawdopodobnie najcięższy dzień kondycyjnie na całej wyprawie. Cała noc w samochodzie gdzie snu nie zaznałem zbyt dużo, zresztą jak wszyscy pasażerowie wesołego VW z bagażnikiem na dachu. W zasadzie mało brakowało a wyprawa nie doszłaby do skutku, po około 150km od granicy z Czechami, Janek decyduje się na rozprostowanie kości i zjeżdża na stację. Wysiadamy z auta i naszym oczom ukazują się rowery praktycznie wiszące na końcu dachu i trzymające się już tylko jednym uchwytem za reling. Okazało się że popełniliśmy błąd w sztuce mocowania bagażnika do relingów, jakoś doszliśmy jak to ma być złożone i dojechaliśmy szczęśliwie do celu, ale strach pomyśleć co by się stało, gdyby cały bagażnik spadł z auta na autostradzie przy ponad 100 km/h. jeszcze pod inne auto. Rowery na złom a my do .........kryminału :(
(fot. Ryjek) Przebieg trasy bardzo fajnie opisała Emi i Ryjek więc ja pozwolę tradycyjnie sobie to pominąć i podlinkuje ich relacje :) Sorry, ale jesteście pierwsi więc to wykorzystam :) Jak już wspomniałem był to chyba najcięższy dzień, ponieważ w schronisku Rifugio Utia de Borz, wbiłem czołem gwoździa w stół i spokojnie drzemałem kilka minut. Dziw bierze mnie do teraz, że żaden z współtowarzyszy wyprawy nie zrobił mi foty :) w takich okolicznościach. Za to pogoda i okoliczności przyrody i dobre humory zrekompensowały nam ten wysiłek w 100% na dowód czego załączam trochę fotek Tak generalnie, to chciałem jeszcze podziękować Emi, Jankowi, Tomkowi i Ryjkowi za wspaniałe towarzystwo podczas całej tej eskapady, super humory które dopisywały przez większość czasu :) i ogólnie za cały ten wspólnie spędzony czas. Było naprawę SUPER !!!
Pora zacząć nadrabiać zaległości we wpisach. Zaczynam więc od najstarszego zaległego wpisu :) Długo planowana wyprawa w której zależeniem było pokonać ponad 3000 metrów przewyższenia, wytyczając trasę maksymalnie w terenie dokładając do tego niebanalne zjazdy w Górach Stołowych i Broumowsich Stenach. Jedynym chętnym uczestnikiem tego lekko wariackiego planu, nie licząc oczywiście mnie, jest Emi, której świetna relacje z tej trasy polecam, na dodatek robimy drugie podejście do tej trasy, gdyż dwa tygodnie wcześniej ze względu na kontuzje Emi zmuszeni jesteśmy trasę skrócić, jednak tym razem wygląd że się uda.:) Przebieg trasy bardzo szczegółowo opisała Emi w swoim wpisie wiec nie będę się powtarzał. W każdym razie tym razem się udało. połączyliśmy dośc łatwe odcinki po Górach Orlickich z ciężkimi fragmentami Broumovskich Sten co dało niebanalne 3200 metrów podjazdów w większości w terenie i kilka bardzo wymagających, technicznych zjazdów !!! Na ostatniej fotce jest uwieczniony sukces Emi na uskoku skalnym, który owszem, również przejechałem ale dopiero na 29 fulu, Emi zrobiła to na sztywnym 26, gratuluje i podziwiam, ja nie miałem odwagi. Jak do tej pory, to w terenie nie przejechałem takiej trasy, prawdopodobnie sam nigdy bym też jej nie przejechał, wiec szczególne podziękowania nalezą się mojej współtowarzyszce tej szalonej eskapady, czyli Emi, dzięki której przejechałem najtrudniejszą i najwspanialsza trasę podczas mojej przygody z rowerem. Jednym słowem a może trzema:) Wielkie Dzięki Emi!
Drugi dzień zmagań w Jesenikach, plan bardzo ambitny, ponad 2 tysiące metrów w górę, pogoda nas niestety nie rozpieszcza, rano mgła i temperatura daleka od komfortowej, nie zraża to jednak nas za bardzo i ruszamy zgodnie z planem.
Pierwszy krotki postój przed wjazdem w teren.
Mgła toważyszy nam od początku ale apogeum osiąga przed Czervenohorskym Sedlem.
Za to w schronisku czeka na nas Holba :)
Po przejeździe przez przełęcz pogoda zdecydowanie poprawia się, nad nami grzmi burza i lekko kropi deszcz, ale to dopiero początek przygód z pogodą. Kawałek dalej pierwsza grupa w składzie Renata i Grzesiek postanawiają zaatakować Pradziada i odłączaja sie od nas. Po zjeździe do Kouty nad Destną i pierwszej próbie udania się w teren na podjazd pod Dlouhe Strane dopada nas intensywna burza która w kilka minut przemacza wszystkich na wskroś. Wracamy do Kout gdzie w knajpie przy dolnej stacji wyciągu przekąszamy drobny obiadek i suszymy ciuchy w słońcu które wraca na dobrych kilka godzin.
Tylko Bogdano nie załapał się na fotkę :) Po obiedzie następuje narada, co dalej robimy ? Po dłuższej debacie grupa dzieli się na dwa zespoły, atakujący Dlouhe Strane, i powracający do Jesenika z powodu spadku morale. W pierwszej grupie zostaje Lea, Bogdano i ja, w drugiej Anamaj, Ryjek, Zibi i Feniks. Niestety, ponieważ straciliśmy ze 2 godziny, musimy wybierać wariant asfaltowy podjazdu na szczyt Dlouhe Strane, na szczęście Bogdano jest zorientowany jak tam jechać i jak wrócić do Jesenika :)
Słynne już różowe rękawiczki :)
Widok na dolny zbiornik elektrowni.
Bogdano w oczekiwaniu na grupę pościgową.
Sesja fotograficzna tuz przed szczytem
A to już na wałach zbiornika, widoczek na Pradziada. Swoją drogą zbiornik wygląda jak tor do wyścigów samochodowych Indy Car :)
Takie zdjęcie już było, tylko że z inne wysokości
A to już sam szczyt Dlouhe Strane.
Po zjeździe na górną stacje wyciągu rozdzielamy sie na chwile z Bogdano, który jedzie asfaltami do Kout, my zaś zjeżdżamy trasami zjazdowymi do dolnej stacji wyciągu, wrażenia mieszane ze zjazdu bo sprzęt nie na takie hocki klocki, do tego mokro, ślisko i błotniście, zjazd wiec mocno asekuracyjny ale bezpieczny :) ...raczej
Jeszcze tylko dość długi, ale równy podjazd pod przełęcz Czervonohorskie Sedlo, która odwiedzamy dzisiaj drugi raz.
Kilka kilometrów przed przełęczą wjeżdżamy w mgłę, która miejscami konia by udusiła, toważyszy nam ona do końca, temperatura spada do 5 stopni i robi się paskudnie. Jednak zadowoleni z realizacji planu dnia, dojeżdżamy do kwatery, gdzie witani jesteśmy gromkimi ..... gromami, brawami też :) Dzięki wszystkim za tę wyprawę, a w szczególności Emi i Bogdano z którymi udało mi się zdobyć szczyt Dolhe Strane.
Drugi dzień zmagań na karkonoskich trasach. Po pierwszym dniu zakończonym degustacja pewnych napojów z delikatną nutą chmielu pierwszy zjazd, który w pierwszej fazie okazał się podjazdem, był dla mnie ciężkawy, znów powtarzałem sobie " Po co k..... degustowałeś ?????
Chwilę wcześniej odbyło się spotkanie z grupa piechurów
I wtedy wbiega ON a może OFF :) W każdym razie witał go szpaler bikerów
A to te "mendy" które zdradziły ideały asfaltowców, ja też tam jechałem :))))
Pograliśmy też trochę w tenisa, do tej pory namawiam co nie których na squasha, bez skutku :)
Zibi składał nam pokłony i coś tam obiecywał ale .....ale co? Jak to mówi tkz. klasyk "Nie mam wiedzy na ten temat"
Czasami popatrzyliśmy na jakieś widoczki....
Za chwilę przed nami piesze podejście pod Modre Sedlo
Chłopaki chcieli dołączyć do drużyny, ale jak bez rowerów, na kijkach nie pojadą :)
W Loucni Bouda czekali na nas pieszacy, niestety nie udało nam się z nimi dłużej pogawędzić, ponieważ zostaliśmy skuszeni przez Przewodnika wizją wspaniałego obiadu, który już czeka na nas niedaleko :)))
Zrobili nam za to kilka fotek jak pędzimy po śniegu
Tutaj czekała na nas boska kasza i niebiańskie pierogi :)
Jedni w lewo, drudzy w prawo, ale pierwsze zdjęcie grupowe jest, tylko Bogdano gdzieś się schował za Emi.
Teraz Feniks pada przed nami na kolana i obiecuję poprawę "Już nie będę więcej jeździł nielegalnie po karkonoskich szlakach" Nie wiem czemu tak mówił, ja nic nie wiedziałem :)
No i stało się, pierwszy cały dzień wiosny uczciliśmy atakiem mocnej ośmioosobowej ekipy BS na karkonoską Czarną Górę, pogoda piękna, ekipa wyśmienita, humory dopisywały od startu do mety. Po drodze zaliczyliśmy Pec pod Śnieżką, i stację narciarską Janskie Laznie, mogliśmy "podziwiać" czeskiego golasa i piękne widoki na Karkonosze, Ryjek zafundował nam też ciężkie sztywne podjazdy i trening jazdy po śniegu. Wszystkim uczestnikom dziękuję za super atmosferę, świetna zabawę i wspaniałe towarzystwo. Jako że stałem się szczęśliwym posiadaczem nowej maszyny fotograficznej to teraz ja pozwolę sobie na bogatsza relację. Specjalne podziękowania należą się Ryjkowi za organizacje tej eskapady, dzięki Senseju :) W naszych zmaganiach w wersji pieszej uczestniczyła również grupa piechurów w składzie: Anka, Beata, Alina, Mariusz, Kuba i Adam, również Wam dziękuję za wieczory w doborowym towarzystwie.
Fantastyczna wycieczka zgraną grupą na Rychorską Boudę i okolice, atmosfera fantastico, humory dopisywały, Karkonosz też był :), dzięki Wszystkim za świetnie spędzony dzień. Jak się okazało to większość zdjęć Anka zakosiła w swoim wpisie i dla mnie zostały tylko dwa podobne widoczki, więc jeden wrzucam.