Plany z rana były ambitne, ogarnęło mnie jednak wielkie niechciejstwo, jak się okazało może wyszło mi to na dobre. W końcu ruszam na naprawionym Rockriderze sprawdzić czy wszystko ok. Podjazd pod Lisia przełęcz to istna katorga, tętno stoi w okolicach 155 i nie ma szans na więcej, zjazd do Radkowa, runda przez Bożanow znowó do Radkowa i powrót do Karłowa, teraz to już nawet powyżej 150 nie mogę wejść, czuje jedno wielkie ogarniające mnie zmęczenie. Najwyraźniej kilka ostatnich rowerowych dni a pewnie i cały sezon wymęczyło mnie już mocno, pora odsapnąć kilka dni od roweru :)
Mocno zmęczony poprzednim dniem jednak zdecydowałem się ruszyć 4 litery, piękna pogoda za oknem, lekka namowa Anki, i jedziemy. Forsować się dzisiaj nie będę, więc tempo przyjmuje Ankowe co jak widać dało dobre skutki :) trasy opisywać dokładnie nie będę bo jest opisana w relacji jw :) Co do tych 3 cudów to dwa pierwsze faktycznie dotyczą Anki: po pierwsze zjechała z Grodźca czerwonym szlakiem co dla wielu posiadaczy cojones nie jest takie oczywiste, bo ściana jest prawie pionowa i de facto ciężej tamtędy zejść niz zjechać a znam takich co tamtędy jeszcze nie zjechali pomimo że twierdzą, że mają cojones :) Po drugie, Anka podjechała z Kulina na Przełęcz pod Grodźcem, też trzeba mieć spore zaparcie, bo odcinek może 500 m ale nachylenie stałe ok 20% i więcej po błocie i luźnych kamieniach. Gratuluje Ci Anno tych wyczynów, zadziwiasz mnie coraz bardziej, jestem pełen uznania!!! i po trzecie, już nie rowerowo, kopacze piłki wygrali prawdopodobnie cudem z Niemcami 2:0. Wrzucam filmik o którym pisała Anka i kilka fotek
Krótka jazda z Anką-relacja i jej koleżanka Kingą. Dziewczyna zaczyna jazdę w terenie wiec wszystko jest dla niej nowe :) Rowerek sprzedali jej przyduży :) i będą pewnie z tego problemy, ale jak na razie ambitnie pomyka w terenie. Tak lekko na zachętę trasę specjalnie nie utrudniałem ale jak mtb to lekko nie może być, wiec na początek lecimy przez Miechy na Lelkową, sucho w ternie i pomimo prac leśnych da się pojeździć. W oczekiwaniu na Panie zjeżdżam sobie niebieskim do Ymca i wracam asfaltem, gdy przybywają, wciągamy się powoli na Blednę Skały skąd ścieżką edukacyjną i czerwonym szlakiem przejeżdżamy przez Skalniaka. Jak zwykle dojeżdżam do "swojego" drzewa", tym razem podejmuje próbę dalszej jazdy, jednak pomimo dwukrotnych ataków nic z tego nie wychodzi, może następnym razem :). Dojezdząmy do Lisiej Przełęczy i spadamy do Ymca, tam pomimo półmroku udaje mi się namówić Panie do przejazdu droga Aleksandra na Pstrążna skąd przez Czermną udajemy się do domu.
Kolega zabiera Wiktora i jeszcze kilka dzieciaków na zawody kolarskie, ponieważ postanowił ich trochę potrenować pojechałem z nimi na pierwszy trening, kilka podjazdów po Górze Parkowej, przejazd trasa wyścigu dla dzieci, rożne przełożenia i techniki jazdy pod górę. Po godzinie wróciliśmy do domu, skąd na szybko ruszyłem z Anką na Pstrążną tą sama ścieżką co dzień wcześniej, szybko zapadające ciemności i brak lampek spowodowały ewakuacje asfaltem do domu. Teraz to już chyba naprawdę był ostatni trening przed weekendowym Bike Maratonem w Świeradowie i Singlami pod Smrkiem :)
Szybka jazda na Pstrażną przez ścieżkę za mostkiem, pewnie wszyscy wiedza o co chodzi :), drogą Aleksandra na Lelkową, zjazd czerwonym do Kudowy i szybko pod Melodię gdzie mieli czekać na mnie koledzy z KKZK, jak się okazało nie poczekali, więc lekko zjeżony pojechałem przez górki do Jerzykowie, Dańczów, Ymcę i asfaltem na Lisią, skręt na Sawannę, zjazd koło klasztoru i przez Dańczów, Jeleniów do domu. To chyba ostatni trening przed Świeradowem, jak dopisze pogoda i plecy nie będą mnie nap.... od pierwszego podjazdu to zdecyduję się chyba na Giga, tym bardziej, że Krzychu chce jechać wspólnym tempem a po raz pierwszy trasa nie będzie kręcić dwa razy tego samego fragmentu. Organizator w ogóle zapowiada trasę zmieniona w stosunku do lat poprzednich, ciekaw jestem podjazdu pod Wysoki Kamień, miałem okazje iść tam na nogach w zeszłym tygodniu i zastanawiałem się czy może będzie ten fragment na maratonie, okazuje się że będzie :)
Wycieczka w trójkę po Górach Stołowych, podjazd tradycyjnie asfaltem na Lisią Przełęcz, dalej skręt na Batorówek i zielona rowerową lecimy przez Sekstans na Batorówek. W trakcie postoju na Sekstansie następuje zamiana rowerów Anki z Wiktorem. okazuje się że rama jest praktycznie dobra, wystarczy opuścić siodełko o centymetr i Młody pogina na Anki fulu :). W zasadzie nie chciał rozstać się z tym rowerem niemal do końca, czym wywoływał lekką frustracje u Anki, szczególnie na kamienistych fragmentach trasy :) Cóż, kto wie jakie będą dalsze losy tego KTM-a, może Wiktor złapie bakcyla? Z Batorówka Droga nad Urwiskiem lecimy do Pasterki gdzie nastepuje przelew Opata w pokal Żubra, a jak ostatnio wiadomo co dwa Żubry to nie jeden, zastosowałem więc tę zasadę do Opata :). Wracamy przez Łąki do Karłowa i asfaltem dojeżdżamy do Ymca, Anka i Wiktor leca asfaltem do domu, ja skręcam na niebieski na Lelkową, skąd czerwonym zjeżdżam do domu. Wycieczka udana, Młody zadowolony bo pojeździł na fulu, do tego dawał radę praktycznie na całej trasie. może będzie z niego jeszcze rider:) No i kilka fotek
Kolejny raz tradycyjna pętla asfaltowa przez Karłów, Duszniki-Zdrój, Zieleniec, Lewin Kłodzki do Kudowy. Zimno dziś było jak na wrzesień brrrrrrrr, na Zieleńcu i w Karłowie 6-7 stopni, nieraz w grudniu bywa cieplej :)
Zacznę od wklejenia relacji Anki :) takie lekkie lenistwo. Wyścig charytatywny dla małego Jakuba. W sumie takie wyścigi typu XC nie należą do moich ulubionych, dodatkowo jeszcze piątek i sobota jeżdżone, wiec tempo było delikatnie ujmując cienkie, ale wyścig w szczytnym celu wiec w sumie jest nieważny wynik, a nad nimi nikt się raczej nie użalał :) Dwa kółka poszły jako tako czyli po japońsku :) za to na trzecim kółku na ostatnim zjeździe, gdzie chwile wcześniej dogoniłem Ankę, lekko mnie poniosło, wiedziałem że jest to niebezpieczny moment, ale cóż, błysk fleszy, kibice, chyba poczułem się jak gwiazda zjazdów :) iiiiii, na mej drodze stanął pieniek, pieniek czyli ścięte drzewo ale ścięte trochę za wysoko, któremu jednak przy zbyt duzej predkości nie dałem rady :( było buuuum i lot w przestworzach z saltem zakończony gładkim lądowaniem niczym kapitan Wrona Boeingiem na Okęciu, z tym że On lądował na brzuchu a ja na plecach :). Szybko pozbierałem sie i niby nigdy nic pojechałem dalej, Anka zdarzyła mnie minąć, nawet nie widziała moich akrobacji, a ja w trakcie jazdy widzę że, po pierwsze kiera krzywa, po drugie koło przednie bije dobre 3 cm. Oj, już wiem że będą kłopoty !!!. Na dodatek w trakcie lotu przywaliłem prawą noga pewnie w kierownicę,
ból spory, udo spuchło nieźle, już myślałem, że kilka dni to nawet
chodzić nie będę mógł. Jednak Voltaren i Bengay czynią cuda i na drugi
dzień juz moge chodzić, a we wtorek już nawet jeździć :) Anka chwile poczekała i razem wpadamy na metę witani owacjami tysięcy kibiców :) no dobra, może było ze sto .... osób. Już na starcie wiemy, że Anka jest jedyną kobietą startującą na głównej trasie wyścigu, wygrywa więc bezkonkurencyjnie :) na trasie okazuje się, że zrobiła duże postępy szczególnie na zjazdach, zjeżdża rzeczy na których niektórzy faceci prowadza rowery, brawo!!!. Swoją droga ciekawe jak się czuli widząc, że Ona zjeżdża gdy oni prowadzą:))) A teraz sprawa koła, czyli Mavic na 24 szprychy, kłopoty, kłopoty i jeszcze raz kłopoty. Obręcz koła do wymiany, tylko gdzie ją kupić? Harfa we Wrocławiu z robotą woła ponad 5 setek a nigdzie tego kupić się nie da poza Harfą. Pozostaje szukać nowego koła, a tymczasem Canyon stoi na tzw.. kołkach :(, ale cóż, nadzieja umiera ostatnia w sprawach błachych i nie tylko :). W środą okazuje się, że nowe koło już podobno jest w drodze, może będzie w piątek do odbioru?
Wyjazd z Arturem w Broumovskie Steny. Tym razem wjazd asfaltem na Lisią Przełęcz i zjazd do Karłowa, dalej standardowo przez Pasterskie Łąki na Pasterke, Machowski Krzyż, Bozanowski Spiczak i zjazd przez tkz. telewizory, Amerika i punkt kulminacyjny, czyli podjazd z Ameriki, było sucho, nowa opona na tylnym kole więc się udało wjechać :). Zjazd tym razem zaliczony podwójnie, raz bez kamery, drugi raz juz pod presją kamerzysty więc nie poszło tak jak powinno, ale w sumie się udało - nie narzekam. Jeszcze tylko kilka hopek i po korzeniach do Suchego Dolu, po drodze browarek na tronie :). Wracamy już trochę na czas więc trasa zostaje skrócona, pedzimy na Pasterkę, Łąkami do Karlowa na Ymce i szlakiem na Lelkowa, i jeszcze tylko ulubiony zjazd czerwonym do wsi Kudowa.
Wyjazd z Krzyśkiem w teren, w zasadzie oba podjazdy były dla mnie nowością, co prawda zjeżdżałem niebieskim szklakiem z Leśnej ale w drugą stronę nie jechałem a podjazd solidny i na łysej oponie z tyłu ciężki do wjechania po błocku. Z Leśnej atak na Grodziec i zjazd na przełęcz pod Grodźcem, czerwonym kawałek w stronę Dańczowa i następna nowość którą wyjeżdżamy właśnie w Dańczowie. Teraz debiutancki podjazd niebieskim szlakiem na Kruczą Kopę, oj solidny w kilku miejscach grubo ponad 30 %, niestety korzenie, łysa opona i spadająca forma:) nie pozwoliły wjechać tego na 100%, powiedzmy 98%:). Dalej zjeżdżamy prawie do Zakrętu Śmierci i przez Jeżykowice, Kościelny Las przebijamy się do Kudowy gdzie zaliczamy jeszcze jedno kółeczko niedzielnego XC po Górze Parkowej. W trakcie jazdy postanowiłem jednak szybko zmienić tylną oponę, bo nie jest to warte nerwów jakie człowiek traci wk.... się na podjeździe że opona nie trzyma :)