Trasa maratonu w Ustroniu, tradycyjnie ciężka kondycyjnie, technicznie łatwiejsza niż trasy dolnośląskie, kamole występujące wszędzie, ciężkie sztywne podjazdy, podejście na pierwszym podjeździe i kawałek w okolicach 23 km, reszta podjechana, o dziwo na sztywnych podjazdach trochę wyprzedzałem, na zjazdach też, plan był żeby dojechać cało do mety a wyszedł niezły wynik jak na moje możliwości i ostatnie "treningi". W zasadzie to mój najlepszy wynik u GG w całej historii moich startów w tej edycji. 133/390 open 48/150 M3 Sam sobie muszę pogratulować.
Trasa maratonu w Bielawie, nieco zmieniona ale najważniejsze punkty programu zostały a nawet trasę wzbogacono o dodatkowy fajny zjazd singlem, ciężko było ze względu na upał, na otwartych przestrzeniach było gorąco jak w piekarniku, czasami zawiał lekki wiatr ale upał dawał się we znaki, większość trasy przejechałem z Krzyśkiem, trochę się powyprzedzaliśmy ale 3/4 trasy jechaliśmy w zasadzie razem, dopiero na ostatnim zjeździe odjechałem mu troszkę. Wynik dobry: 125/351 open, 38/124 M3 którzy ukończyli.
Trasa maratonu w Głuszycy, bardzo fajna trasa, wymagająca kondycyjnie, technicznie zajeżdżalne wszystko, kilka momentów z buta pod górę czy to z powodu tłoku czy też słabej nogi i nachylenia powyżej 20% po luźnej nawierzchni. Start z 7 sektora spowodował że cały maraton wyprzedzałem, niestety na singlach nie darłem ryja o wolnej drodze więc jechałem w tempie zawodnika przede mną, co w sumie pozwoliło mi w kilku momentach chwile odpocząć. Wynik dla mnie bardzo dobry: 128/350 open i 43/115 M3.
Trasa maratonu w Stroniu Śląskim, jak zwykle kondycyjnie ciężka, na podjeździe pod Przełęcz pod Śnieżnikiem poważny kryzys, ból kolki i pleców, czułem się fatalnie, zresztą plecy rypały mnie już do końca maratonu, technicznie w porównaniu do Karpacza łatwo, choć na jednym zjeździe dwie podpórki i w końcówce w kamiennym leju poniosło mnie w bok i musiałem zejść.
Zdarzyłem przejechać 4 kółka czyli 7 km, reszta to zapoznanie z trasa i kręcenie się po twierdzy. Mam nauczkę żeby nie startować na zdezelowanym sprzęcie, napęd na tym rowerze ma ponad 12 tyś. i nadaje się tylko na asfalt, niestety w terenie a już na błocie to klęska. Od drugiego kółka zaczęły się problemy, spadający i przeskakujący łańcuch, poślizgi na łysych oponach a co za tym idzie lekki upadek na bok, i na początku kanału na czwartym okrążeniu urwany łańcuch i dalej już z buta do mety. Ostatni raz takie zawody na takim sprzęcie. Swoją droga trasa słaba, jakby nie to błota to wręcz banalna.
Trasa maratonu w Karpaczu, ciężko wydolnościowo i technicznie, sporo schodzenia i podchodzenia też trochę, można zachwycać się trasa ale dwa zjazdy, z Okraju i jeszcze następny to podejrzewam że 10% bajkerów zjeżdża.
Trasa maratonu w Wałbrzychu, ciężko bo dużo stromych podjazdów, na singlu na spince rozpiął mi się łańcuch, szczęśliwie miałem jeszcze zapasowa spinkę ale kilka minut straty było. Sektor czwarty utrzymałem jakimś cudem.
Trasa maratonu w Złotym Stoku, poprawa o 11 min w stosunku do zeszłego roku, w sumie nieźle, dzięki temu po raz pierwszy załapałem się na sektor 4 na maratonie w Wałbrzychu.
Dystans mega czyli dwie pętle po 32,4. Upał i silny wiatr który w sumie dawał trochę ochłodzenia na trasie. Podjazdów jak dla mnie na początek sezonu to bardzo dużo, na pierwszym długim podjeździe drugiej pętli dopadł mnie kryzys i ciężko było jechać, żadne żele trele morele nie pomagają jak człowiek nie ma siły. Przyjechałem prawdopodobnie 17 na 21 zawodników czyli słabo chociaż ze średniej pomimo wszystko jestem zadowolony bo już dużo szybciej i tak nie będzie. Generalnie to dobra zaprawa przed zawodami za tydzień.
Bike Maraton Wrocław. Na starcie 7-8 stopni i rzęsisty deszcz, zimno jak diabli a jeszcze bardziej mokro. W zamierzeniu miałem jechać mega, po starcie nawet się rozgrzałem i dość dobrze mi się jechało, przestałem zwracać uwagę na deszcz i zimno, niestety kilometr za rozjazdem mini po przejechaniu odcinka na którym leżały setki gałęzi zauważyłem że nie działa mi tylna przerzutka, po oględzinach pojechałem jeszcze z kilometr i na głębokim błocie doszedłem do wniosku że bez tylnej przerzutki i ze skaczącym łańcuchem do mety mega nie dojadę. Podjąłem decyzje ze wracam na rozjazd mini, tam okazało się, że do mety jest 17 km wiec zdecydowałem się dojechać jakoś do mety mini. W zasadzie to dotoczyć bo jazda z przeskakującym łańcuchem, co powodowało niemożność jakiegokolwiek dociśnięcia mocniej pedałów, raczej była spacerem po lesie niż wyścigiem. Jakoś po ponad dwóch godzinach doturlałem się do mety ale nie będę miło wspominał tego maratonu.