Regeneracyjna pomaratonowa trasa z Wojtkiem, przy okazji poszukiwanie nowych ścieżek w okolicach Jeżykowic, dwa nowe fragmenty 1. od czerwonego szlaku do Czartowskiego Kamienia, raczej na spokojny podjazd bo na zjeździe to nuda, 2 zjazd z Pstrążnej alternatywny do zielonego szlaku wyjeżdżający poniżej Ruchomej Szopki. Podjazd od Czartowskiego Kamienia trawersem tez bardzo fajny i w zasadzie nadający się do jazdy w górę. Fajne spokojne tempo idealne do regeneracji po niedzielnym wyścigu.
Krótki trening z Krzyśkiem, ostre tempo na podjazdach, ostre na zjazdach czyli mocne MTB. Podjazd pod Kruczą Kopę wymagający, nachylenia w terenie powyżej 30%, zjazdy strome i korzenne wiec też nie najprostsze, dalej podjazd pod Klasztor buddystów i nowa droga - zjazd po łąkach na Dańczowa, podjazd do Ymca, niebieskim na Lelkową, kawałek do Błędnych i zjazd czerwonym. Dalej to już droga Aleksandra, Bukowina, Pstrązna i zjazd zielonym do Ruchomej Szopki i asfaltem przez Czermną do domu.
Z braku czasu na uzupełnianie wpisu wrzucam tylko mapę. Będę starał się
uzupełnić wpis w miarę wolnego czasu, pewnie w zimie jeśli będzie taka
jak tegoroczna :)
Z braku czasu na uzupełnianie wpisu wrzucam tylko mapę. Będę starał się uzupełnić wpis w miarę wolnego czasu, pewnie w zimie jeśli będzie taka jak tegoroczna :)
Mocno zaległy wpis z Rychlebskich Steżek, nie będę się już rozpisywał, było zajefajnie a trasa Superflow wymiata. Bardzo chciałbym jeszcze raz w tym roku tam pojechać :) Troche fotek
Przejazd z Krzyśkiem przez Broumovskie Steny po trzech najcięższych zjazdach, wszystko zjechane, nawet półmetrowy uskok na zjeździe za Ameriką za drugim podejściem, podjazd za Ameriką też pierwszy raz podjechany w całości, na dokładkę podjazd niebieskim z Ymca na Lelkowa tez udało się wjechać, dużo wieksze możliwości daje koło 29 i do tego napęd 3x10 na 36 zębów. Żeby nie było tak miło przy zjeździe do Pasterki na początku trasy, banalny błąd na zakręcie po luźnych kamyczkach i wylot z saltem przez kierę przy sporej predkosci, całe szczęście bez konsekwencji dla mnie :).
Po nieudanym ataku na 3k, na drugi dzień ruszamy w czwórkę na delikatna trasę do Karłowa, chcemy zobaczyć Radkowskie Baszty do których wczoraj nie dojechaliśmy a druga grupa je zaliczyła. Szybko dojeżdżamy do Karłowa, skąd już niedaleko do celu naszej wyprawy, tam oczywiście sesja fotograficzna :). Dalej ruszamy na Pasterkę jadąc Droga nad urwiskiem, wpadamy na chwilę na Ochote Magdaleny a na Pasterce stygnie już Opat :) Podjazd do parkingu i wpadamy na niebieski szlak pod Małym Szczelińcem. Tutaj Wiktor zadziwia nas wszystkich, leci po kamolach gładko przejeżdżając cały ten odcinek ( 2 ostatnie foty), który niejednemu kolarzowi mtb sprawia duże problemy, wiem bo parę osób juz tam zaciagnołem i nie wszyscy byli nim zachwyceni :) Z Karlowa wracamy już asfaltem żeby zdażyć odstawić Emi do pociągu.
Trasa zaplanowana już od dawna, w planie przejechanie ponad 3000 m w pionie na ok. 120 km, jak najwięcej w terenie, zaliczając przy tym Góry Orlickie, Stołowe i najbardziej wariackie zjazdy w Broumovskich Stenach. Plan miód malina, pogoda rano zapowiadała się nieźle, jeden falstart na starcie zaliczony i powrót do domu na zmianę skarpetek, wymianę bidonu i smar do łańcucha. Ruszamy spokojnym tempem ze względu na kontuzje kolana Emi, która ledwo zaleczona jest zagrożeniem dla naszego planu, przejazd do Lewina i wjazd na Serlich, a dalej na Wielka Destnę przebiega bezproblemowo, tempo tak na 75%, żadnego większego zmęczenia, 1/3 trasy pokonana :). Tu jednak zaczynają się drobne schody, pierwsza sprawa deszcz który zatrzymał nas na dość długo, szybki zjazd na Masarykową Chatę i przejazd czerwonym na Orlice. Na tym odcinku Emi zaczyna sygnalizować problemy z kolanem, zmniejszamy jeszcze tempo i dotaczamy się pod Grodziec. Czas ucieka, kolano boli coraz mocniej, podejmujemy decyzje o kapitulacji, szkoda zdrowia a trasę powtórzymy przy innej okazji. Teraz już spokojnie jedziemy przez Kulin, Sawannę Afrykańską, Łężyce do Karlowa licząc na spotkanie z druga grupa eksplorującą Góry Stołowe, nie udaje nam się spotkać i wracamy przez Lisią, Lelkową na czerwony szlak gdzie uprzyjemniamy sobie życie fajnym zjazdem. Tym razem się nie udało, ale kolejny raz przyniesie nam sukces:)Wielkie dzięki Emi za towarzystwo i podjęcie tego wysiłku pomimo niewyleczonej w zasadzie jak się okazało kontuzji, trzeba przyznać, że wykazałaś się ogromnym hartem ducha, bo pomimo rezygnacji z planu trasa tez wyszła porządna, prawie 2 k w pionie to nie jest banał. Jeszcze kilka zdjęć z tej wyprawy