Kolejny raz tradycyjna pętla asfaltowa przez Karłów, Duszniki-Zdrój, Zieleniec, Lewin Kłodzki do Kudowy. Zimno dziś było jak na wrzesień brrrrrrrr, na Zieleńcu i w Karłowie 6-7 stopni, nieraz w grudniu bywa cieplej :)
Pierwszy start w Bike Maratonie w tym roku. Miałem startować z ostatniego sektora ale okazało się że org może przepisać mi sektor z poprzednich startów, wiec miła dziewczyna w biurze stwierdziła że mam 2 sektor. Żeby nie było za łatwo postanowiłem wystartować z 4 jadąc sobie towarzysko z Krzyśkiem, jazda była może i towarzyska ale tempo też niezłe bo wyprzedzaliśmy na podjeździe masę ludzi:) Trasa zmieniona w stosunku do tej jaka pamiętam z przed dwóch lat, dodatkowo nocne opady deszczu zrobiły swoje i na trasie było dużo wody i błota, na technicznych i błotnych zjazdach opony i w ogóle cały rower dawał niesamowicie rady, jedno wielkie wyprzedzanie, niestety często byłem blokowany i trochę żałowałem wtedy, że nie pojechałem z drugiego sektora, za to pewnie na podjazdach z Krzyśkiem podgoniłem sporo, końcowe noszenie roweru dało mi niezłe w kość, trasa powinna być chyba poprowadzona w drugą stronę bo nie wierzę że ktoś dałby radę to podjechać jeszcze w mokrych warunkach. Krzychu jechał Giga więc od rozjazdu a praktycznie 2 km wcześniej jechałem już sam bo tempo było minimalnie za duże jak dla mnie. W sumie maraton udany, wynik niezły jak na wrześniowa formę i rekreacyjne podejście do początkowego fragmentu trasy, brak upadków i strat w sprzęcie w przeciwieństwie do kolejnego niedzielnego wyścigu :). Jak na razie tylko 3 zdjęci wygrzebałem w necie, jak coś znajdę jeszcze to dorzucę. Dwie foty z Fotomaratonu dokładam Czas 2:42,32 Open 126/438 M3 54/171
Wyjazd z Arturem w Broumovskie Steny. Tym razem wjazd asfaltem na Lisią Przełęcz i zjazd do Karłowa, dalej standardowo przez Pasterskie Łąki na Pasterke, Machowski Krzyż, Bozanowski Spiczak i zjazd przez tkz. telewizory, Amerika i punkt kulminacyjny, czyli podjazd z Ameriki, było sucho, nowa opona na tylnym kole więc się udało wjechać :). Zjazd tym razem zaliczony podwójnie, raz bez kamery, drugi raz juz pod presją kamerzysty więc nie poszło tak jak powinno, ale w sumie się udało - nie narzekam. Jeszcze tylko kilka hopek i po korzeniach do Suchego Dolu, po drodze browarek na tronie :). Wracamy już trochę na czas więc trasa zostaje skrócona, pedzimy na Pasterkę, Łąkami do Karlowa na Ymce i szlakiem na Lelkowa, i jeszcze tylko ulubiony zjazd czerwonym do wsi Kudowa.
Trasa niemal identyczna z TĄ. Niewielka różnica na początku trasy, z którą wiąże się tytułowa historia. Zadowolony pędzę na Zakręt Śmierci na Drodze 100 zakrętów. Na wprost jest terenowa droga, szlaban i tabliczka PNGS. Omijam bokiem szlaban i ruszam w górę, naprzeciw mnie zjeżdża samochód Strażników Parku, gosć otwiera szybę i grzecznie mówi mi, że to jest teren Parku, tu nie ma ścieżki rowerowej i nie mogę tędy jeździć, zszokowany pytam : Pan mówi serio? Strażnik odpowiada: Jak Pan przy mnie nie zawróci to wypisze Panu 100 złotych mandatu!!!. Myślę, no ładnie chciałem w sumie przejechać 500 metrów do drugiego szlabanu i wyjechać w Jeżykowicach Wielkich, jest inna droga wiec zawracam. Dodam, że Strażnika znałem ale mnie nie poznał przez kask i okulary, a wiózł jakieś trzy kobiety w mundurach więc nie chciałem robić zamieszania i niepotrzebnego tłumaczenia. Niestety zgodnie z regulaminem PNGS Strażnik miał w sumie rację, pytam tylko: co szkodzi rower na drodze leśnej czy to w Parku Narodowy czy tez w inny lesie? Nie wiem, nie rozumiem i pewnie nigdy nie zrozumiem logiki regulaminów Parków Narodowych. Tam gdzie się nie da jeździć Ok, zakaz jazdy, ale nie ogólnie w całym Parku !!!
Szybki wypad po porannym grzybobraniu. Przez Czermną do Nachodu, podjazd czerwonym na Iraszkową, szybki Priomator, zjazd czerwonym do Piekła - ostatnie 30 metrów noszenie. Od dawna intrygował mnie niebieski szlak z Piekła gdzie wg mapy można wyjechać w m. Serdnaż. Podjęliśmy więc próbę wjazdu, zawsze widziałem ludzi wyjeżdżających z tego szlaku, nigdy zaś podjeżdżających. Sprawa szybko się wyjaśniła :), po kilkuset metrach, gdzie nachylenie dochodziło momentami do 30 % a długo utrzymywało się w okolicach 20% ścieżka właściwie skończyła się jeśli chodzi o podjazd (stromo, wąsko i korzenie), zjazdowo wyglądała za to wyśmienicie:) decyzja była szybka, wracamy a zjazd trzeba zbadać w przeciwnym kierunku, mam nadzieje że niebawem :). Z Piekła szybko przez Nachod, Słone do Kudowy.
Postanowiłem na bieżąco uzupełniać wpisy a zaległości dodawać w miarę możliwości :). Dziś zaplanowałem długa jazdę z atakiem na W. Destnę i Jagodna ale celem samym w sobie był Omlet Zbójnicki w schronisku na Spalonej. Plany te częściowo pokrzyżowały zakwasy, których nabawiłem się wczoraj na intensywnej prawie godzinnej grze w piłkę halową i bardzo intensywnej godzinie squasha :) Rano wyglądało to jeszcze nieźle wiec wystartowałem, dojazd na W. Destnę przebiegł jeszcze spokojnie ale dalej zakwasy dały znać o sobie już intensywnie, do Annerskiego Wierchu jeszcze dojechałem jako tako po japońsku :) dalej to już była męka, zrezygnowałem z wjazdu na Jagodna i pognałem na omleta. Polecam miłośnikom zapiekanych ziemniaków, jajek i boczku, typowo nie kolarska potrawa wzbogacona dwoma yhy...mi :) Powrót asfaltem do Zieleńca to już było typowe toczenie się, mięśnie ostro dawały się we znaki i po prostu brakowało sił :( A to cel dzisiejsze wyprawy, smakował wyśmienicie :) Tak oblizywał się schroniskowy Brutus gdy dostawał kawałeczki omleta, do tego jeszcze mruczał chyba ze szczęścia :). Po chwili dołączył do niego drugi psiak i było zbiorowe żebranie przy pańskim stole, które zirytowało mnie i musiałem towarzystwo pogonić. Brutus spojrzał na mnie z wyrzutem i sobie poszedł :) Jeszcze kilka zdjęć z trasy